środa, 18 lutego 2015

Pokonanie lęku część I.









Prześladują cię zaburzenia lękowe. Obawiasz się każdego dnia, że może stać ci się coś złego.

Jesteś niepewna siebie.

Teraz usiądź wygodnie w fotelu i przeanalizuj swoje zachowanie podczas lęku.

Poświęć na to 10 może 15 minut.

Spróbuję ci odtworzyć zachowanie większości osób z zaburzeniami lękowymi.

Zakładam, że przeczytałaś większość postów na blogu i uświadomiłaś sobie źródło pochodzenia lęków.



Jest ładny słoneczny dzień.

Weszłaś do sklepu, aby zrobić zakupy.

Nagle opanował cię silny niepokój, przez głowę automatycznie przebiegły myśli ,, Zaraz upadnę, może to zawał serca. Coś złego mi się stanie. Boże, jak ja się boję. ‘’

Teraz w zależności od tego, z jaką siłą uaktywniłaś z przeszłości obraz, emocje ogarniają ciało.

 Im silniejsza reakcja na dane wspomnienie, tym trudniej zapanować nad lękiem.

Może z towarzyszącym ci silnym niepokojem szybko robisz zakupy?

 Może wpadasz w panikę ratując się ucieczką?

Dotarłaś do domu i siedzisz w fotelu, wściekła na siebie, że tak się zachowujesz, a nie inaczej.

Niby wiesz wszystko o lęku, ale nadal on ma górę nad tobą.

Przychodzi chwila, a ty znowu poddajesz się, czujesz, że jakaś silniejsza moc odbiera ci w tym momencie logiczne myślenie, siła która zawładnęła tobą, a nie odwrotnie.

Teraz trwa monolog; ,, Boże, nad wszystkim panuje, a nad lękiem nie potrafię. Co się ze mną dzieje? Tak często sobie powtarzam, że moje zachowanie jest niedorzeczne, a jednak za każdym razem lęk bierze nade mną górę.  Co to za siła, która mnie obezwładnia?

1000 razy tłumaczyłam sobie takie sytuacje, wiem o co chodzi, a jednak nie potrafię tego przerwać. Lęk rządzi moim życiem!

Chyba jestem chora fizycznie, to niemożliwe, aby emocje wywoływały zawroty, słabości, bóle w klatce piersiowej, czy zaburzenie widzenia.......”.

Twój mózg jest komputerem, na twardym dysku przechowuje wszystkie obrazy, które widziałeś w życiu.


Napiszę ci jak pokonywałam lęk.

Chodziłam na dalekie spacery z pieskiem. Ciągle zadawałam sobie pytanie, które długo pozostawało bez odpowiedzi.

Dlaczego tak uparcie, codziennie chodzę na łono przyrody?

Dlaczego unikam ludzi?

Jaka siała mnie pcha na łąki, do zagajników i lasów.

Kilka lat temu odpowiedź na zadawane powyżej pytania oświeciła mnie.

Skoro tabletki mi nie pomogą, skoro terapie były mało skuteczne, więc jakaś inna siła mi pomoże.

Medykamenty to logiczne rozwiązanie, terapia też da się logicznie wytłumaczyć.

Skoro żadne logiczne rozwiązanie nie przynosi skutków, więc rozwiąż swój problem nielogicznym postępowaniem.

Stałam i patrzyłam na krzewy, drzewa, kwiaty i malownicze krajobrazy. Zachwyt nad piękną scenerią zawsze w moim umyśle nasuwał  pytanie,, Co za siła tak pięknie zaprojektowała krajobraz? Przecież to nie ludzka ręka brała w tym udział.”

Opierałam się o drzewo i skupiałam na emocjach, które towarzyszyły mi podczas lęku.

Następnie szukałam pamięcią w dalekiej przeszłości, podobne odczucia, które teraz mnie prześladowały.( Nie sytuacje, tylko odczucia, emocje).

W głowie z twardego dysku wyłonił się obraz, bądź obrazy, które w dalekiej przeszłości wywoływały realny strach przed tym co będzie.

Zrozumiałam, że jako dziecko zapamiętałam owe traumatyczne wydarzenia i przeniosłam do teraźniejszości.

Uświadomiłam sobie czego się boję. Rozumiesz?

 Uciekałam i wpadałam w panikę, bo bałam się, że sytuacja może się powtórzyć( zamieniałam się w to małe, bezradne dziecko).
 Modliłam się do Wyższych Sił o to, aby destrukcyjne obrazy, wywołujące obawy i lęki nie uaktywniały się. Wyobrażałam sobie, że otacza mnie miłość w postaci jasnego światła.

Głęboko zapadły mi słowa z Biblii, że jesteśmy zbudowani na podobieństwo Boga, więc możemy obudzić w sobie drzemiące siły.

Jeźeli jesteś ateistką, możesz sobie wyobrażać, że otacza cię miłość kochanej osoby, bądź zwierzątka.


środa, 11 lutego 2015

Obarczanie się winą.








Podczas wieloletniej obserwacji przekonałam się, że obarczanie  winą wywołuje choroby.
Podam kilka przykładów z bliskiego mi otoczenia.
20 letni syn znajomego przedawkował z narkotykami.
Był spokojnym i nieśmiałym chłopcem.
Jego rodzice pracowali od poniedziałku do piątku, a w sobotę jeździli do chorej matki, która mieszkała  w miejscowości oddalonej od nich o 70 km.
Jak zwykle w sobotni ranek pakował się z żoną do wyjazdu. Ojciec zaglądał kilka razy do pokoju  w ,którym spał głębokim snem syn.
Postanowił go nie budzić.
Cały dzień krzątał się przy chorej matce, dlatego zapomniał zadzwonić do syna.
Wieczorem zmęczony dotarł do swojego domu.
Przerażony zajrzał do pokoju chłopaka.
Wpadł w panikę, gdy dotarło do niego, że syn nie żyje.
Minęło już od tej tragedii 4 lata.
Spotykam się z owym znajomym kilka razy w roku podczas uroczystości rodzinnych.
Nie pamiętam z nim rozmowy, w której nie wypowiadałby słów z żalem i pretensją do siebie,, Dlaczego ja nie obudziłem syna. On mógłby żyć. Gdybym nie pojechał w ten dzień do chorej matki, to bym go uratował”.
W ciągu tego okresu znajomy, miał usunięty pęcherzyk żółciowy, zabieg operacyjny na oku, wycięty fragment jelita.
Podczas ostatniej wizyty narzekał na bóle w klatce piersiowej.
Muszę dodać, że przed śmiercią syna był zdrowy i nie korzystał z placówek medycznych.
Podam następny przykład mojej koleżanki Zosi, która nieustannie obarczała się winą za śmierć 25 letniej córki.
Zosia była majętną osobą, prowadziła dobrze prosperującą firmę.
Kupiła córce stary, używany samochód, aby mogła nauczyć się jeździć po ukończeniu kursu prawa jazdy.
Obiecała córce, że kupi jej nowe auto, gdy dobrze opanuje jazdę samochodem.
Dziewczyna wpadła w poślizg i uderzyła w przydrożne drzewo.
Zginęła na miejscu.
Zosia obarczyła się winą.
Była przekonana, że córka zginęła przez nią, ponieważ w samochodzie nie było poduszek powietrznych.
Koleżanka ze łzami w oczach twierdziła, że ochronna poduszka uratowałyby życie córki.
Po dwóch latach od śmierci córki zachorowała na raka.
Poddała się chemioterapii.
Córka Zosi zmarła 5 lat temu, a matka dołączyła do niej za 3 lata.
Próbowałam powiedzieć znajomemu i koleżance, że śmierć ich dzieci nie była ich winą.
Kilkakrotnie mówiłam o tym, jaki związek z poczuciem winy ma choroba.
Niestety, te osoby były tak przekonane o swojej winie, że żadne informacje czy tłumaczenie, nie docierało do nich.
Podam teraz przykład przyjaciółki, która jest otwarta na zjawiska niezauważalne przez ludzki umysł i niepotwierdzone naukowo.
Mama Oli( tak miała na imię przyjaciółka) zachorowała na niewydolność nerek.
W wieku 75 lat trafiła na oddział dializ.
Ola bardzo kochała swoją mamę, nie tylko jako rodzica, ale też jako człowieka.
Tak bardzo chciała jej pomóc.
Lekarze odradzali przeszczep nerki z powodu złego stanu zdrowia i wieku pacjentki.
Mama Oli poszła w styczniu w 2005 roku na dializy, a Olę w lipcu tego samego roku ukąsił zakażony kleszcz podczas pracy w ogrodzie.
Była tak pochłonięta chorobą matki, że nie zwracała uwagi na bolące stawy.
Wiedziała, że nie nadaje się na dawcę nerki, ponieważ zachorowała na boreliozę.
Mama Oli zmarła w 2008 roku.
Przyjaciółka uświadomiła sobie, że choroba  dopadła  ją przez obwinianie się.
Utwierdziły ją w przekonaniu następujące fakty.
Przez dziesięć lat pracowała w ogrodzie i kleszcz ją nie ukąsił. Mama poszła na dializy w styczniu, a ją tego samego roku, parę miesięcy później dopadł zakażony owad.
Powtarzała kilkakrotnie stwierdzenie z wewnętrznym przekonaniem,, Ja nie jestem chora na boreliozę. Ta choroba dopadła mnie, gdy zaczęłam się obwiniać. Teraz zrozumiałam, że nie mogłam pomóc mamie, pomimo usilnych starań. To nie moja wina”
Po kilku miesiącach choroba opuściła Olę.
Podam następny przykład.
Pewna dziewczyna miała zaburzenia lękowe.
Była przekonana, że nieprzyjazna atmosfera, która panowała w jej domu była wywołana przez nią.
Matka często oskarżała ją o to, że zmarnowała jej życie.
Te okrutne słowa które niemal codziennie docierały do uszu dziewczyny- cytuję,, To przez ciebie musiałam wyjść za mąż. Ty zmarnowałaś moje życie. Mogłam cię udusić zamiast urodzić. Ty jesteś kulą u mojej nogi. Jesteś niepotrzebna, tylko siejesz zamęt w rodzinie.......itp .”
Dziewczyna męczyła się z lękami, przerwała średnią szkołę, ponieważ choroba uniemożliwiała wyjście z domu.
Uczęszczała na terapię.
Pewnego razu uświadomiła sobie, że nie ponosi winy za to, że się urodziła.  Zgorzkniała matka i pijany ojciec stworzyli taką, a nie inną atmosferę w domu rodzinnym. Zrozumiała, że matka obarczała ją winą za swoje nieudane życie. Odreagowała swoje emocje na niewinnym dziecku.
Dziewczynie odpuściły lęki.
Skończyła studia pedagogiczne, pracuje w gimnazjum.
Podam przykłady karania siebie, oparte o własne doświadczenia.
Uważnie przeczytaj i pomyśl, czy tobie nie zdarzały się takie przypadki.
Kilkanaście lat wstecz, miałam problem z asertywnością.
Szłam na spacer z pieskiem do pobliskiego lasu. Podeszła  znajoma i zapytała czy może dołączyć do mnie. Pierwszy raz zdecydowanie odmówiłam nie tłumacząc się.
Po odejściu kobiety, narastało we mnie poczucie winy. Głowę opanowały obwiniające  myśli,, Może ta kobieta chciała ze mną porozmawiać ? Może ma problem? Szkoda, że jej odmówiłam.”
Nie dotarłam do lasu, ponieważ skręciłam nogę. Tak się ukarałam.
Innym zaś razem odmówiłam córce wspólnego wypadu na zakupy.
Obiecałam jej wcześniej, że pojedziemy do odzieżowego centrum handlowego.
Obarczyłam się winą, że zawiodłam dziecko.
Podczas krojenia warzyw na sałatkę, skaleczyłam u dłoni palec.