niedziela, 10 maja 2015

Ustawienia rodzinne.







Dzisiaj piszę setny post.
Długo zastanawiałam się, o czym mam do was napisać.
Jak zwykle, byłam z Tao na spacerze.
Wybrałam leśną drogę, ponieważ padał deszcz.
Oparłam się o drzewo i intensywnie wdychałam zapach iglaków i żywicy.
Podczas powrotnej drogi, myśl podsunęła temat postu.
Czytałam książki Berta Hellingera, słyszałam opinie osób o ustawieniach rodzinnych, którzy z entuzjazmem opowiadali, jak zmieniło się ich życie po terapii. Nie ukrywam, że byłam nastawiona negatywnie. Moja niewiedza na owy temat była zbyt pobieżna, a wyciąganie pochopnych wniosków opartych na cudzych doświadczeniach, tylko umacniało mnie w przekonaniu, że terapia nie pomoże pokonać lęków.
Teraz wiem jak bardzo się myliłam.
Postanowiłam, że już nigdy nie będę wyrażała opinii na temat, którego dogłębnie nie poznam i nie przekonam się osobiście, o skutkach jego działania.
Piszę posty skierowane do ludzi z zaburzeniami lękowymi, więc chcę być wobec nich wiarygodna.

Kilka lat wcześniej byłam obserwatorem i uczestnikiem w wielu ustawieniach rodzinnych.
Opiszę wam w przybliżeniu o terapii Berta Hellingera, którą prowadził pan Gerhard Walper we Wrocławiu.
W ustawieniach rodzinnych uczestniczyło około czterdziestu osób, które przyjechały z różnych zakątków kraju i z zagranicy.
Siedzieliśmy na krzesłach, które były ustawione w kształcie koła.
Pan Walper pracował z tymi uczestnikami, którzy zgłaszali gotowość do pracy.
Pytał o problem danej osoby, tłumaczka tłumaczyła z języka niemieckiego na język polski..
Następnie  pan Walper poprosił do koła utworzonego z krzeseł, chętnych ludzi do uczestniczenia w ustawieniu  rodzinnym  osoby, która zgłosiła gotowość do indywidualnej pracy.
Po kilkunastu sekundach, czy minucie uczestnicy znajdujący się w kole, zaczęli  wczuwać się w rolę przodków danej osoby.
Byłam zdziwiona zachowaniem osób biorących udział.
Odgrywały scenki z życia danego rodu bez słów.
Często osoba potwierdzała zgodność odgrywanej roli z  wydarzeniami, które miały miejsce w danej rodzinie.
Siedziałam na krześle zaciekawiona. Prosiłam w duchu, aby nie wyznaczono mnie do brania udziału w ustawieniach rodzinnych danego człowieka..
Byłam przekonana, że nie potrafię odegrać tak autentycznie roli ,  jak uczestnicy biorący udział.
Podczas przerwy zastanawiałam się nad  fenomenem terapii.
Nie potrafiłam zrozumieć tego, jak można wczuć się w role osób, których się nie zna i nic się o nich nie wie.
Nie potrafiłam pojąć owej magii.
Zrozumiałam to, dopiero wtedy, gdy sama znalazłam się w kole.
Po minucie ogarnęły mnie uczucia i emocje, które mną kierowały.
Odgrywałam role osoby, której nie znałam.
Podczas ustawień rodzinnych zgłosiłam swój problem-- bałam się, że podczas chodzenia upadnę i stanie mi się coś złego.
Osoby wcieliły się w role moich przodków.
Odegrały okoliczności śmierci członka rodziny.
Muszę powiedzieć, że bezbłędnie odtworzyły wydarzenie, które miało miejsce ponad dwadzieścia  lat temu.
Pewnie teraz jesteście zaciekawieni rezultatami terapii Berta Hellingera.
Po dwóch miesiącach, zaczęłam odczuwać pierwsze rezultaty.
Miałam wrażenie, że lęk przechodzi obok mnie, a ja  odczuwam lekki niepokój.
Taka sytuacja trwała kilka miesięcy, po czym lęk przed upadkiem wycofał się.
Pewnie część z was powie, że terapia jest niezgodna z zasadami religii chrześcijańskiej.
Szanuje każde zdanie.
Terapia Berta Hellingera ma pozytywne założenie, ponieważ jej celem jest oddanie czci wykluczonym członkom rodziny i przyjęcie ich z miłością do rodu.
Myślę, że Stwórca nie chce abyśmy się męczyli ze swoimi problemami. Dał nam wolną wolę, aby szukać pomocy i nie czynić świadomie krzywdy nikomu.
Po ustawieniach rodzinnych  zaczyna panować harmonia w rodzie, nieporozumienia, chaos, spory, usuwają się na bok.
To są moje wrażenia i odczucia po ustawieniach Berta Hellingera.