Dzisiaj piszę setny post.
Długo zastanawiałam się, o czym
mam do was napisać.
Jak zwykle, byłam z Tao na spacerze.
Wybrałam leśną drogę, ponieważ
padał deszcz.
Oparłam się o drzewo i intensywnie
wdychałam zapach iglaków i żywicy.
Podczas powrotnej drogi, myśl
podsunęła temat postu.
Czytałam książki Berta
Hellingera, słyszałam opinie osób o ustawieniach rodzinnych, którzy z
entuzjazmem opowiadali, jak zmieniło się ich życie po terapii. Nie ukrywam, że
byłam nastawiona negatywnie. Moja niewiedza na owy temat była zbyt pobieżna, a
wyciąganie pochopnych wniosków opartych na cudzych doświadczeniach, tylko
umacniało mnie w przekonaniu, że terapia nie pomoże pokonać lęków.
Teraz wiem jak bardzo się
myliłam.
Postanowiłam, że już nigdy nie będę wyrażała opinii
na temat, którego dogłębnie nie poznam i nie przekonam się osobiście, o skutkach
jego działania.
Piszę posty skierowane do ludzi z
zaburzeniami lękowymi, więc chcę być wobec nich wiarygodna.
Kilka lat wcześniej byłam
obserwatorem i uczestnikiem w wielu ustawieniach rodzinnych.
Opiszę wam w przybliżeniu o
terapii Berta Hellingera, którą prowadził pan Gerhard Walper we Wrocławiu.
W ustawieniach rodzinnych
uczestniczyło około czterdziestu osób, które przyjechały z różnych zakątków
kraju i z zagranicy.
Siedzieliśmy na krzesłach, które
były ustawione w kształcie koła.
Pan Walper pracował z tymi
uczestnikami, którzy zgłaszali gotowość do pracy.
Pytał o problem danej osoby,
tłumaczka tłumaczyła z języka niemieckiego na język polski..
Następnie pan Walper poprosił do koła utworzonego z
krzeseł, chętnych ludzi do uczestniczenia w ustawieniu rodzinnym
osoby, która zgłosiła gotowość do indywidualnej pracy.
Po kilkunastu sekundach, czy minucie uczestnicy
znajdujący się w kole, zaczęli wczuwać
się w rolę przodków danej osoby.
Byłam zdziwiona zachowaniem osób
biorących udział.
Odgrywały scenki z życia danego
rodu bez słów.
Często osoba potwierdzała
zgodność odgrywanej roli z wydarzeniami,
które miały miejsce w danej rodzinie.
Siedziałam na krześle
zaciekawiona. Prosiłam w duchu, aby nie wyznaczono mnie do brania udziału w ustawieniach
rodzinnych danego człowieka..
Byłam przekonana, że nie potrafię
odegrać tak autentycznie roli , jak
uczestnicy biorący udział.
Podczas przerwy zastanawiałam się
nad fenomenem terapii.
Nie potrafiłam zrozumieć tego,
jak można wczuć się w role osób, których się nie zna i nic się o nich nie wie.
Nie potrafiłam pojąć owej magii.
Zrozumiałam to, dopiero wtedy,
gdy sama znalazłam się w kole.
Po minucie ogarnęły mnie uczucia
i emocje, które mną kierowały.
Odgrywałam role osoby, której nie
znałam.
Podczas ustawień rodzinnych
zgłosiłam swój problem-- bałam się, że podczas chodzenia upadnę i stanie mi się
coś złego.
Osoby wcieliły się w role moich
przodków.
Odegrały okoliczności śmierci
członka rodziny.
Muszę powiedzieć, że bezbłędnie
odtworzyły wydarzenie, które miało miejsce ponad dwadzieścia lat temu.
Pewnie teraz jesteście
zaciekawieni rezultatami terapii Berta Hellingera.
Po dwóch miesiącach, zaczęłam
odczuwać pierwsze rezultaty.
Miałam wrażenie, że lęk
przechodzi obok mnie, a ja odczuwam
lekki niepokój.
Taka sytuacja trwała kilka
miesięcy, po czym lęk przed upadkiem wycofał się.
Pewnie część z was powie, że
terapia jest niezgodna z zasadami religii chrześcijańskiej.
Szanuje każde zdanie.
Terapia Berta Hellingera ma
pozytywne założenie, ponieważ jej celem jest oddanie czci wykluczonym członkom
rodziny i przyjęcie ich z miłością do rodu.
Myślę, że Stwórca nie chce abyśmy
się męczyli ze swoimi problemami. Dał nam wolną wolę, aby szukać pomocy i nie
czynić świadomie krzywdy nikomu.
Po ustawieniach rodzinnych zaczyna panować harmonia w rodzie, nieporozumienia,
chaos, spory, usuwają się na bok.
To są moje wrażenia i odczucia po
ustawieniach Berta Hellingera.