Podczas wieloletniej obserwacji przekonałam się, że
obarczanie winą wywołuje choroby.
Podam kilka przykładów z
bliskiego mi otoczenia.
20 letni syn znajomego
przedawkował z narkotykami.
Był spokojnym i nieśmiałym
chłopcem.
Jego rodzice pracowali od poniedziałku
do piątku, a w sobotę jeździli do chorej matki, która mieszkała w miejscowości oddalonej od nich o 70 km.
Jak zwykle w sobotni ranek
pakował się z żoną do wyjazdu. Ojciec zaglądał kilka razy do pokoju w ,którym spał głębokim snem syn.
Postanowił go nie budzić.
Cały dzień krzątał się przy
chorej matce, dlatego zapomniał zadzwonić do syna.
Wieczorem zmęczony dotarł do
swojego domu.
Przerażony zajrzał do pokoju chłopaka.
Wpadł w panikę, gdy dotarło do
niego, że syn nie żyje.
Minęło już od tej tragedii 4
lata.
Spotykam się z owym znajomym
kilka razy w roku podczas uroczystości rodzinnych.
Nie pamiętam z nim rozmowy, w
której nie wypowiadałby słów z żalem i pretensją do siebie,, Dlaczego ja nie
obudziłem syna. On mógłby żyć. Gdybym nie pojechał w ten dzień do chorej matki,
to bym go uratował”.
W ciągu tego okresu znajomy, miał
usunięty pęcherzyk żółciowy, zabieg operacyjny na oku, wycięty fragment jelita.
Podczas ostatniej wizyty narzekał
na bóle w klatce piersiowej.
Muszę dodać, że przed śmiercią
syna był zdrowy i nie korzystał z placówek medycznych.
Podam następny przykład mojej
koleżanki Zosi, która nieustannie obarczała się winą za śmierć 25 letniej
córki.
Zosia była majętną osobą,
prowadziła dobrze prosperującą firmę.
Kupiła córce stary, używany
samochód, aby mogła nauczyć się jeździć po ukończeniu kursu prawa jazdy.
Obiecała córce, że kupi jej nowe
auto, gdy dobrze opanuje jazdę samochodem.
Dziewczyna wpadła w poślizg i
uderzyła w przydrożne drzewo.
Zginęła na miejscu.
Zosia obarczyła się winą.
Była przekonana, że córka zginęła
przez nią, ponieważ w samochodzie nie było poduszek powietrznych.
Koleżanka ze łzami w oczach
twierdziła, że ochronna poduszka uratowałyby życie córki.
Po dwóch latach od śmierci córki
zachorowała na raka.
Poddała się chemioterapii.
Córka Zosi zmarła 5 lat temu, a
matka dołączyła do niej za 3 lata.
Próbowałam powiedzieć znajomemu i
koleżance, że śmierć ich dzieci nie była ich winą.
Kilkakrotnie mówiłam o tym, jaki
związek z poczuciem winy ma choroba.
Niestety, te osoby były tak
przekonane o swojej winie, że żadne informacje czy tłumaczenie, nie docierało
do nich.
Podam teraz przykład
przyjaciółki, która jest otwarta na zjawiska niezauważalne przez ludzki umysł i niepotwierdzone naukowo.
Mama Oli( tak miała na imię
przyjaciółka) zachorowała na niewydolność nerek.
W wieku 75 lat trafiła na oddział
dializ.
Ola bardzo kochała swoją mamę,
nie tylko jako rodzica, ale też jako człowieka.
Tak bardzo chciała jej pomóc.
Lekarze odradzali przeszczep
nerki z powodu złego stanu zdrowia i wieku pacjentki.
Mama Oli poszła w styczniu w 2005
roku na dializy, a Olę w lipcu tego samego roku ukąsił zakażony kleszcz podczas
pracy w ogrodzie.
Była tak pochłonięta chorobą
matki, że nie zwracała uwagi na bolące stawy.
Wiedziała, że nie nadaje się na
dawcę nerki, ponieważ zachorowała na boreliozę.
Mama Oli zmarła w 2008 roku.
Przyjaciółka uświadomiła sobie,
że choroba dopadła ją przez obwinianie się.
Utwierdziły ją w przekonaniu
następujące fakty.
Przez dziesięć lat pracowała w
ogrodzie i kleszcz ją nie ukąsił. Mama poszła na dializy w styczniu, a ją tego
samego roku, parę miesięcy później dopadł zakażony owad.
Powtarzała kilkakrotnie
stwierdzenie z wewnętrznym przekonaniem,, Ja nie jestem chora na boreliozę. Ta
choroba dopadła mnie, gdy zaczęłam się obwiniać. Teraz zrozumiałam, że nie
mogłam pomóc mamie, pomimo usilnych starań. To nie moja wina”
Po kilku miesiącach choroba
opuściła Olę.
Podam następny przykład.
Pewna dziewczyna miała zaburzenia
lękowe.
Była przekonana, że nieprzyjazna
atmosfera, która panowała w jej domu była wywołana przez nią.
Matka często oskarżała ją o to,
że zmarnowała jej życie.
Te okrutne słowa które niemal
codziennie docierały do uszu dziewczyny- cytuję,, To przez ciebie musiałam
wyjść za mąż. Ty zmarnowałaś moje życie. Mogłam cię udusić zamiast urodzić. Ty
jesteś kulą u mojej nogi. Jesteś niepotrzebna, tylko siejesz zamęt w
rodzinie.......itp .”
Dziewczyna męczyła się z lękami,
przerwała średnią szkołę, ponieważ choroba uniemożliwiała wyjście z domu.
Uczęszczała na terapię.
Pewnego razu uświadomiła sobie,
że nie ponosi winy za to, że się urodziła.
Zgorzkniała matka i pijany ojciec stworzyli taką, a nie inną atmosferę w
domu rodzinnym. Zrozumiała, że matka obarczała ją winą za swoje nieudane życie.
Odreagowała swoje emocje na niewinnym dziecku.
Dziewczynie odpuściły lęki.
Skończyła studia pedagogiczne,
pracuje w gimnazjum.
Podam przykłady karania siebie,
oparte o własne doświadczenia.
Uważnie przeczytaj i pomyśl, czy
tobie nie zdarzały się takie przypadki.
Kilkanaście lat wstecz, miałam
problem z asertywnością.
Szłam na spacer z pieskiem do
pobliskiego lasu. Podeszła znajoma i zapytała czy może dołączyć do mnie.
Pierwszy raz zdecydowanie odmówiłam nie tłumacząc się.
Po odejściu kobiety, narastało we
mnie poczucie winy. Głowę opanowały obwiniające myśli,, Może ta kobieta
chciała ze mną porozmawiać ? Może ma problem? Szkoda, że jej odmówiłam.”
Nie dotarłam do lasu, ponieważ
skręciłam nogę. Tak się ukarałam.
Innym zaś razem odmówiłam córce
wspólnego wypadu na zakupy.
Obiecałam jej wcześniej, że
pojedziemy do odzieżowego centrum handlowego.
Obarczyłam się winą, że zawiodłam
dziecko.
Podczas krojenia warzyw na
sałatkę, skaleczyłam u dłoni palec.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz