W najtragiczniejszych okresach
życia, gdy umysł opanowały lęki, a depresja i bezsens istnienia utrudniały
wykonywanie podstawowych obowiązków, podświadomość podsunęła mi pomysł.
Weź farby, pędzel , kartkę i
maluj.
Często w dzieciństwie słyszałam
od swojej babci słowa,, Gdy stwórca zamyka ci drzwi, to otwiera okno”.
W moim przypadku, oknem była
pasja do malowania.
Codziennie rano, po wyjściu
dzieci do szkoły, szłam na poddasze, aby skupić się na tworzeniu obrazów.
Gdy malowałam, świat wokół mnie
nie istniał, byłam tylko ja, kartka, pędzle i farby.
Były to wspaniałe i niezapomniane
chwile, które wspominam do dzisiaj z rozrzewnieniem, patrząc na swoje malarskie
dzieła.
Gdy malowałam, żyłam chwilą,
byłam tu i teraz.
Robiłam to, co lubiłam
najbardziej.
Nikt mnie nie oceniał, nikt nie
narzucał swojego zdania, nikt nie poganiał, byłam sobą.
Podczas tak trudnego dla mnie
okresu, potrafiłam odczuwać radość wewnętrzną i spokój umysłu.
Gdy opuszczałam pokój na
poddaszu, schodząc po schodach, znowu umysł zaczęły opanowywać lęki.
Już nie żyłam teraźniejszą
chwilą, umysł wybiegał w przyszłość.
W głowie nie rodziły się
pozytywne myśli.
Prześladowały mnie obawy i brak
wiary we własne siły.
Myśli potrafią z życia uczynić
sielankę lub piekło na ziemi.
Opiszę wam teraz o dwóch
spacerach z moim pieskiem Tao.
Pokonuję codziennie trasę, która
prowadzi przez łąki, zarośla, lasy i
zagajniki.
Zawsze mam na sobie długie spodnie i buty górskie,
niezależnie od pogody.
Stąpam pewnie po podłożu, napawam
się pięknem otaczającego krajobrazu.
Podczas spaceru na łonie natury,
żyję chwilą.
Jest to wspaniałe czucie, często
nie dla każdego osiągalne.
Ten codzienny spacer jest
odtrutką na negatywne myśli, tutaj buduję wiarę we własne siły.
Pewnego razu, wybrałam się jak
zwykle w trasę.
Koło bramy swojego dom natknęłam
się na znajomą, która niosła gałązki
brzozy.
Przerażona, zaczęła mi opowiadać
o żmijach, które napotkała na łąkach.
Gdy z udeptanej polnej ścieżki,
weszłam na łąkę, zaczęłam skupiać wzrok na trawie, po której stąpałam.
Czułam się tak, jakbym szła po
zaminowanym polu.
Widziałam eskulapę, padalca,
mysz, jaszczurkę, zdechłego kreta, szkło, żelastwo i papiery.
Najbardziej się bałam, że mogę
nadepnąć na żmiję.
Ten codzienny wspaniały spacer, zamienił
się w piekło na ziemi.
Zaczęło mi się kręcić w głowie,
niepokój i obawy obezwładniały mnie.
Co najgorsze, włączył się lęk
przed tym, że mogę na coś nadepnąć.
Uzmysłowiłam sobie, że podczas
tych wieloletnich wędrówek, nie zwracałam uwagi co czai się w roślinności,
pewnie dlatego bezwiednie omijałam wszelkie zagrożenia.
Pewnego popełnia, zabrałam się za
sprzątanie kuchennych półek.
Ten nielubiany obowiązek
należy niestety do mnie.
Zajęcie tak mnie pochłonęło, że nie spoglądałam na zegar.
Skupiłam się całą sobą na pracy,
byłam tu i teraz.
Myłam i ozdabiałam pojemniki na
żywność, segregowałam przyprawy, zioła poumieszczałam w uszytych przez siebie
lnianych woreczkach.
Wspaniale spędziłam popołudnie.
Po pewnym okresie czasu, wykonywałam identyczne zajęcie.
Nie skupiałam się na pracy, często
patrzyłam na zegar, który nieubłaganie pędził do przodu.
Cały czas myślałam o tym, że
czeka mnie jeszcze dużo innych zajęć.
Zaczęła boleć mnie głowa, trzęsły
mi się ręce ze zdenerwowania, przewodnia myśl krzyczała,, Nie zdążysz”.
Czas poświęcony na sprzątanie
półek, zajął mi prawie tyle samo czasu co poprzednio.
Różnica polegała na tym, że pierwszym
razem wykonałam efektywną pracę, byłam z siebie zadowolona, że spędziłam
wspaniale czas odpoczywając.
Drugim razem zmarnowałam dzień,
który już nigdy się nie powtórzy.
Podobnie rzecz ma się z
zaburzeniami lękowymi..
Sam lęk trwa krótko, lecz negatywne myśli, przedłużają spektrum działania lęku i dają mu moc.
Marnujemy dni, bojąc się lęku
przed lękiem, bo wybiegamy w przyszłość.