Spotkaj się ze znajomymi, którzy mają tak jak ty zaburzenia lękowe.
Pośmiej się
wspólnie z nimi z irracjonalnych lęków. Dzięki temu osłabisz ich moc i będziesz
patrzyła na swoją przypadłość z dużo mniejszym przerażeniem. Zapewniam cię, że
po takiej rozmowie humor nie opuści cię przez tydzień. Podam ci przykład z
mojego życia.
Pewnego
razu wybrałam się na pobliskie łąki. Tam spotkałam kolegę, który także chorował
na nerwicę lękową. W jednej ręce miał scyzoryk, a w drugiej płócienną torbę.
Ścinał ziele
dziurawca.
Zaczął opowiadać o swoim samopoczuciu. I tu popłynął potok smutnych,
przesiąkniętych żalem słów;
Rano
kręciło mi się w głowie i dusiło mnie. Bałem się iść do piwnicy i uporządkować
regały ze słoikami. Żona kłóci się ze mną, że nie biorę się za pracę w
domu. Tłumaczyłem jej, że jestem słaby i boli mnie serce, ale na nic zdały się
te moje usprawiedliwienia.
Opowiedział
mi, że będzie robił napar , ponieważ jest skuteczny na depresje i stany lękowe.
Niewiele
się zastanawiając , wypaliłam, że przyjdę tutaj jutro albo jeszcze dzisiaj ,
żeby dla mnie nie zabrakło owego eliksiru radości i odwagi. Wezmę ze sobą worek
i kosę. Wybuchliśmy gromkim śmiechem.
Dalsza rozmowa potoczyła się w wesołym nastroju. Zaczęliśmy oboje wyśmiewać
swoje reakcję na lęk. Kolega opowiedział, że bardzo boi się przechodzić obok
postoju taksówek, bo tam nagle opanowuje go taka niemoc, że z trudem
przechodzi
te parę metrów. Robi mu się słabo, kręci się w głowie, obawia się, że upadnie
na chodniku, no i ludzie mogą pomyśleć, że jest pijany. Wtedy panicznie boi
się, że straż miejska zawiezie go na ,, izbę wytrzeźwień” i zamknie.
Niestety jest zmuszony przechodzić tamtędy ,
ponieważ na tej samej ulicy, całkiem niedaleko, znajduje się jego zakład pracy.
Zaczęliśmy na wesoło obmyślać różne sposoby na
omijanie
owej feralnej trasy. Może taksówkę zamówić, albo przejechać ten odcinek
autobusem, a może żona weźmie pod pachę i przeprowadzi. I znowu głośno się
śmialiśmy,
aż
łzy radości popłynęły nam z oczu. Coraz częściej w rozmowie całkiem
spontanicznie zaczęliśmy zastępować słowo lęk różnymi określeniami, np.: ,,
bierze mnie” lub ,, dopada mnie”. Uświadomiłam sobie, że już samo słowo ,, lęk”
brzmi groźnie i wywołuje panikę. Natomiast stwierdzenie,, bierze mnie” jest po
prostu śmieszne.
Pewnego
razu spotkałam koleżankę, która ze złami w oczach opowiadała o chorobie.
Rozprawiała o swoich napadach lękowych i o tym, że jest zmuszona dwa, trzy razy
w
tygodniu
wzywać pogotowie. Boi się, żeby lekarz
jej nie odmówił przyjazdu karetki, gdyż znał na pamięć jej objawy i
niechętnie udzielał pomocy dając zastrzyk na uspokojenie.
Ja
także opowiedziałam w żartobliwy sposób o swoich perypetiach związanych z
chorobą. Dzięki temu udało mi się wywołać uśmiech na jej smutnej twarzy. Teraz
próbowałam zamienić jej tragiczne opowiadanie w komedię. A brzmiało to tak:
--Słuchaj
Aniu, jak będziesz czuła, że cię bierze, to ubieraj się szybko, wskakuj na rower
i jedź te trzy kilometry. Akurat zdążysz na pogotowie i nie będziesz musiała go
wzywać. – Zaczęłyśmy się śmiać. Ania zakończyła naszą rozmowę tymi oto słowami:
--Nie
pamiętam już kiedy tak dobrze się bawiłam, dawno tyle się nie śmiałam, a ten
pomysł z rowerem, to nawet mądre i skuteczne rozwiązanie mojego problemu.
Myślę, że się uśmiechnęłaś czytając o tych dwóch spotkaniach, które powyżej
opisałam.