Każdy z nas myśli inaczej.
Jeden wierzy w siebie, drugi potrzebuje akceptacji innych,
trzeci poszukuje wciąż nowych metod, które zadomowią się w podświadomości i uzdrowią jego życie, a inny z kolei będzie użalał się nad sobą, narzekał i
krytykował nieustannie innych.
Łatwiej byłoby uwierzyć
w daną metodę, gdyby każdy, kto ją stosuje dzielił się z innymi swoimi
doświadczeniami.
Z praktyki wiem, że często dana osoba z zapałem zaczyna stosować metodę, ale brak cierpliwości i wiary w
to, że można osiągnąć zamierzony cel, przerywa
jej praktykowanie.
Mało tego, zaczyna dzielić się swoimi doświadczeniami z
innymi, krytykuje, wyśmiewa i podważa dobroczynne działanie danej metody,
której tak naprawdę nie poznał.
Tym sposobem odstrasza innych do jej stosowania.
W naszej podświadomości nadal tkwi mocno zakorzenione
przekonanie,, Istnieje tylko to co zobaczysz i dotkniesz. Wszystko musi być
udowodnione naukowo”.
Ze swojego doświadczenia wiem, że istnieją zjawiska i
rzeczy, które trudno ogarnąć umysłem.
Większość z nas idzie utartym, wydeptanym i oznakowanym przez
poprzedników szlakiem.
Jedni są zadowoleni ze swojego życia, inni umieją dostosować
się do tego co ich spotyka twierdząc ,
że jest dobrze tak jak jest, inni narzekaj i głośno manifestują swoje
niezadowolenie, ale nic nie zmieniają, bo nie jest im jeszcze tak źle.
Inni zawracają z
wydeptanego przez ludzkość szlaku i idą w zupełnie innym kierunku.
Utarty szlak ich przytłaczał, nie potrafili się w nim
odnaleźć, szukali czegoś więcej.
Może spotkało ich coś takiego, co wychodzi poza ramy
konwencjonalnego leczenia?
Może w dalekiej przeszłości zostali odrzuceni przez bliskich
i skrzywdzeni, dlatego teraz nie potrafią zaufać innym?
Opiszę wam o metodzie, którą stosowałam bardzo dawno temu.
Po traumatycznym przeżyciu, zapomniałam o niej i dlatego
przestałam ją praktykować.
Dopiero niedawno powróciłam do jej stosowania.
W osiemdziesiątych latach, przyjechała do mnie kuzynka z Krakowa.
Przywiozła mi skserowaną na kartkach papieru kopię metody Ewelin Monahan .
Gdy dawała mi do ręki pomięte kartki, powiedziała,, Kaziu, w
szpitalu ludzie przekazują sobie tą leczniczą metodę. Muszę ci powiedzieć, że
działa. Pewna kobieta, tak bardzo uwierzyła w tę metodę, bo była to jej ostatnia deska ratunkowa.
Wypisano ją ze szpitala, ponieważ nie dawano jej nadziei na wyleczenie. Minęło
już chyba ze trzy lata, a ja wciąż widuję tę kobietę ,na niedzielnych spacerach
w parku. Spróbuj, może ci pomoże”
Kuzynka podała jeszcze kilka przykładów, w których owa metoda zadziałała dobroczynnie.
Słowa kuzynki przekonały mnie.
W owym czasie pracowałam w szkole jako nauczycielka. Miałam
problem z oddychaniem .
Jakaś niewidzialna obręcz zaciskała się na mojej szyi,
odcinając swobodny przepływ powietrza.
Ten uciążliwy objaw, zakłócał mi wykonywanie codziennych
obowiązków.
Budziłam się rano pełna obaw i niepokoju, ponieważ
zaczynałam się bać, że ten notoryczny brak powietrza w końcu mnie udusi.
(To były pierwsze oznaki nerwicy i zaburzeń lękowych). Z uwagą i zainteresowaniem
kilka razy przeczytałam zapisane drobnym drukiem kartki.( Wy możecie przeczytać
o tej metodzie w internecie).
Moim pragnieniem było to, abym mogła swobodnie oddychać.
(Wtedy jeszcze nie znałam przyczyny mojej dolegliwości. Nie
miałam takiego zasobu wiedzy, na temat zaburzeń lękowych. Teraz wiem, że
zatrzymane słowa i emocje, były powodem duszności.)
Zaczęłam praktykować ową metodę, trzy razy dziennie.
Muszę podkreślić, że byłam systematyczna , cierpliwa i mocno
wierzyłam w jej skuteczność.
Po przebudzeniu, w południe i wieczorem przed spaniem, 6
minut poświęcałam na uzdrowienie.
Leżałam wygodnie na łóżku. Przez nos wciągałam powietrze,
które przepływało od koniuszków palców nóg, aż do czubka głowy. Następnie
wypuszczałam powietrze przez lekko uchylone usta, od czubka głowy, aż po końce
palców u nóg.
Tym sposobem maksymalnie wyciszałam swój organizm i
relaksowałam się.
Metodę dopasowałam do swoich potrzeb, dlatego nie
wykonywałam dokładnie jej tak, jak napisała to autorka.
Najczęściej ćwiczenia oddechowe powtarzałam pięć razy.
Następnie wyobrażałam sobie z zamkniętymi oczami, około
minuty układ oddechowy.
Aby odtworzyć w wyobraźni owy układ, korzystałam z obrazków,
które przedstawiały anatomię człowieka w encyklopedii zdrowia.
Później zaczęłam w myśli powtarzać trzykrotnie uzdrawiającą mantrę,, Mocą
nadświadomości, w imię wyższego ja, żądam aby mój układ oddechowy pracował
spokojnie i wydajnie. Żądam aby pracował w doskonałej harmonii ze sobą samym i
z innymi organami mojego ciała.”
Następnie przeszłam do pięciokrotnego głębokiego oddychania.
Metodę stosowałam około trzech tygodni.
Pozbyłam się uciążliwej dolegliwości.
Dzięki temu doświadczeniu, uwierzyłam w dobroczynną moc metody.
Zaczęłam ją regularnie praktykować.
Opiszę jeszcze jeden spośród wielu przykładów, które utwierdziły mnie w przekonaniu, że człowiek
może wiele dobrego dokonać dla siebie samego.
W dużym mieście oddalonego, kilkanaście kilometrów od mojej
mieściny, ogłoszono konkurs plastyczny.
Bardzo chciałam wziąć w nim udział.
Doskonale zdawałam sobie sprawę z mojego antytalentu malarskiego.
Zamiast ćwiczyć umiejętności malarskie, miesiąc przed
konkursem, zaczęłam praktykować ową metodę.
Wyobrażałam sobie, że
oceniający moją pracę plastycy są
nim zachwyceni.
Namalowałam obraz,
podpisałam się nieśmiało, małymi literkami i oddałam swoje dzieło do wyznaczonej placówki.
Napisane poniżej zdanie, zapewne przywoła w waszej pamięci bajkę
o kopciuszku, czy o brzydkim kaczątku.
Zajęłam pierwsze miejsce w konkursie.
Piszę prawdę, ponieważ moje córki są tego świadkami.
Jestem odpowiedzialnym rodzicem, moje córki od czasu do
czasu śledzą moje posty, więc niezręcznie bym się czuła, kłamiąc was.
Sami spróbujcie i podzielcie się swoimi doświadczeniami na
moim blogu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz