Spacery w samotności pośród łona przyrody, to balsam dla
duszy i medytacja w ruchu.
To akumulator ładujący siły podczas nerwicy, do przetrwania dnia.A jeszcze, jak mam koło siebie czworonożnego przyjaciela, to doznania psychiczne podczas kilkukilometrowej wędrówki są wspaniałe .
Pewnie powiesz, ze trzeba mieć na to czas. Też tak myślałam,
dopóki nie usłyszałam słów bliskiej osoby( pewnie od kogoś zaczerpnięte) ,, Jak
nie masz czasu, to dołóż sobie jeszcze roboty.” Zastanowiłam się nad
sensem owych słów i doszłam do wniosku , że są jak najbardziej prawdziwe.
Podczas spaceru w samotności, wykonywałam wiele ćwiczeń , aby pokonać nerwicę.
Mówiłam, bądź nuciłam afirmację. Oddychałam głęboko, wdech
liczyłam do czterech, a wydech do ośmiu. Na spacerach uświadomiłam sobie, że moje dolegliwości fizyczne, są wywoływane
przez reakcje emocjonalne, a te z kolei przez negatywne myśli.
Tutaj przekonałam się, że sprawcą moich lęków
jest ego, które bazuje na przeszłości.
Podczas medytacji w ruchu, rozwiązywałam
wiele problemów i podejmowałam zazwyczaj trafne decyzje. No i co najważniejsze!
Coraz częściej łapałam się na tym , ze żyję chwilą obecną.
Już nie wspomnę o zdrowotnych walorach, systematycznych
wędrówek.Właśnie na łonie natury, nawiązałam kontakt ze swoją intuicją, dotarłam do głosu duszy, do prawdy, która jest w każdym z nas.
W chaosie życia codziennego, trudno jest dotrzeć do prawdy, myślę, że jest to wręcz
niemożliwe.
Przez jedenaście lat spacerowałam z pieskiem rasy husky
syberian , którego nazwałam Zoran.W najtrudniejszych chwilach życia , ta kochana psina dodawała mi otuchy i radości.
Ile razy wypłakałam się w kochane futerko, ile razy śmiałam się przez łzy , gdy kochany przyjaciel starał się mnie pocieszyć zabawnym zachowaniem, tak jak potrafił najlepiej.
Ile słonych łez Zoran zlizał z moich policzków, nie potrafię określić.
W 2013 roku 24 lutego , odszedł ode mnie na zawsze. Pozostawił po sobie miłe wspomnienia.
Najbliżsi widząc mój smutek , postanowili na imieniny w marcu, kupić mi futrzaka.
Myślałam, że już nigdy nie pokocham i nie przywiąże się do innego pieska.
Myliłam się bardzo. Teraz mam pieska rasy golden retriever . Nazwałam go Tao. Jest przekochanym czworonogiem, kocha spacerować , uwielbia jeść i tulić się.
Potrafi wywołać uśmiech na najsmutniejszej twarzy.
Myślę , że pieski powinny być zapisywane na receptę osobom, które są smutne , samotne i nie widzą sensu życia.
Osobom, które nie maja nawyku codziennego wychodzenia z domu na leczniczy spacer, czy szybki marsz.
Po dwóch tygodniach systematycznego chodzenia, sami ocenicie dobroczynne skutki wędrówek w swojej psychice i
ciele fizycznym.
Spacer działa relaksująco i uspakajająco. Podczas wędrówki
układam w głowie myśli, albo
przeciwnie, zapominam o całym otaczającym mnie świecie.
W czasie spaceru, fale mózgowe przestawiają się na
umiarkowany, charakterystyczny dla odpoczynku rytm, co pozwala uporać się z
nadmiernym pobudzeniem.Wędrówki dotleniają organizm , dzięki czemu lepiej zasypiasz, zachowujesz kondycję ciała i umysłu.
Spacery wzmacniają kości, mięśnie i stawy.
Muszę zaznaczyć, a wiem to ze swojego doświadczenia, że chorzy na nerwicę boją się o swój stan zdrowia. Więc przeczytajcie uważnie , trzy poniższe zdania.
Systematyczne spacery i szybkie marsze, obniżają w dużym stopniu ryzyko zachorowania na choroby serca.
Obniżają poziom złego cholesterolu, zapobiegają nadciśnieniu, obniżają 60% prawdopodobieństwa wystąpienia cukrzycy drugiego stopnia.
A co najważniejsze poprawiają samopoczucie.
Nie dość, że spacer, czy marsz pośród natury jest samą przyjemnością, to jeszcze korzystnie wpływa na nasze zdrowie psychiczne i fizyczne.
Zachęcam do codziennych spacerów, ponieważ o ich dobrodziejstwie przekonałam się osobiście.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz