W postach opisuje swoje wspomnienia podczas choroby.
Nieraz celowo używam czasu teraźniejszego, aby
obrazowo opisać emocje i fakty.
Powracając do nitki i kłębka.
Przez długi okres
czasu zapisywałam w zeszycie wydarzenia,
które wywoływały niemiłe stany emocjonalne i lęki.Czytając w skupieniu opisane sytuacje, wnikliwie analizowałam i zadawałam sobie pytanie, dlaczego akurat to wydarzenie wywołało niechciane emocje. Dlaczego moje wewnętrzne dziecko nie jest w zgodzie ze mną. Dopiero po kilku latach doszłam do wniosku, że panicznie boję się narzucenia. Boję się, że ktoś ograniczy moją wolność, narzucając mi swoje zachowanie i poglądy. Jestem osobą dorosłą, więc z logicznego punktu widzenia, nikt nie ma prawa naruszać mojej wolności.
W teorii dokładnie
wiedziałam, gdzie popełniam kardynalne
błędy, lecz w praktyce trudno mi było
zmienić swoje zachowanie. Obcej osobie potrafiłam pomóc, lecz w stosunku do siebie byłam bezsilna. W takich
sytuacjach zachowywałam się jak wystraszone dziecko z przeszłości.
Zamiast stanąć oko w
oko z sytuacją , która wywołuje lęk, ja uciekałam. To ego wywoływało panikę.
Ono żyło przeszłością i przyszłością. A ja zamiast tu i teraz rozwiązać
problem uciekałam, bo dopadały mnie niemiłe
objawy emocjonalne i fizyczne, które
rządziły moim umysłem i ciałem.
Byłam wobec nich
bezsilna. Ego narzucało myślenie, jak
jest zagrożenie to uciekaj. Więc uciekałam. Przeżycia z dzieciństwa mocno zakorzeniły się w
podświadomości.
Podam przykład.
Przez pewien okres czasu, codziennie przechodziłam koło domu
, w którym mieszkała staruszka ze swoimi zapracowanymi , od rana do wieczora
dziećmi. Często stała koło płotu,
więc przechodząc koło starszej
pani, pozdrawiałam ją. Kobieta tak się
przyzwyczaiła do mojego widoku, że wyglądała z okna, czekając na mnie,
kiedy będę przechodziłam koło jej domu.
Przystawałam i rozmawiałam z nią. Doszło do tego, że starsza pani
zaczęła mi narzucać swoje towarzystwo. Bywały dni, że nie miałam czasu z nią
porozmawiać, lecz nie potrafiłam odmówić . Kobieta zaczęła mnie osaczać swoją
osobą. Nie potrafiłam jednoznacznie dać
jej do zrozumienia, że nie zawsze chcę z nią rozmawiać. Nie potrafiłam
być asertywna.
Doszło do tego, że ową drogę idąc z pieskiem na spacer,
przemierzałam szybkim krokiem. Byłam roztrzęsiona i niespokojna.
W duszy
modliłam się , aby nie spotkać
staruszki. Trwało to jakiś okres
czasu. Doszło do tego, że na feralnej
drodze, dopadł mnie lęk i panika. Przestałam tamtą drogą chodzić, ponieważ się bałam, że upadnę , zemdleję i
dopadnie mnie taka niemoc. Na pierwszy
rzut oka, sytuacja wydaje się śmieszna i mało prawdopodobna.
Odezwał się lęk z dzieciństwa. To ciągłe narzucanie, nakazy, zakazy i
egzekwowanie kar za źle wykonane zadanie.
Gdy dotarłam do setna mojego lęku i przyjrzałam mu się z bliska, nagle olśniło moją podświadomości, że to czego się
boje już dawno minęło. To co we wczesnych latach życia przed realnym
zagrożeniem, wywoływało strach, teraz w podobnych sytuacjach wywoływało
irracjonalny lęk.
Byłam zmuszona
zmienić swoje zachowanie do osób, które
próbowały narzucać mi swoją wolę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz