czwartek, 22 października 2015

Zmarnowany dzień.







W najtragiczniejszych okresach życia, gdy umysł opanowały lęki, a depresja i bezsens istnienia utrudniały wykonywanie podstawowych obowiązków,  podświadomość podsunęła mi pomysł.
Weź farby, pędzel , kartkę i maluj.
Często w dzieciństwie słyszałam od swojej babci słowa,, Gdy stwórca zamyka ci drzwi, to otwiera okno”.
W moim przypadku, oknem była pasja do malowania.
Codziennie rano, po wyjściu dzieci do szkoły, szłam na poddasze, aby skupić się na tworzeniu obrazów.
Gdy malowałam, świat wokół mnie nie istniał, byłam tylko ja, kartka, pędzle i farby.
Były to wspaniałe i niezapomniane chwile, które wspominam do dzisiaj z rozrzewnieniem, patrząc na swoje malarskie dzieła.
Gdy malowałam, żyłam chwilą, byłam tu i teraz.
Robiłam to, co lubiłam najbardziej.
Nikt mnie nie oceniał, nikt nie narzucał swojego zdania, nikt nie poganiał, byłam sobą.
Podczas tak trudnego dla mnie okresu, potrafiłam odczuwać radość wewnętrzną i spokój umysłu.
Gdy opuszczałam pokój na poddaszu, schodząc po schodach, znowu umysł zaczęły opanowywać lęki.
Już nie żyłam teraźniejszą chwilą, umysł wybiegał w przyszłość.
W głowie nie rodziły się pozytywne myśli.
Prześladowały mnie obawy i brak wiary we własne siły.

Myśli potrafią z życia uczynić sielankę lub piekło na ziemi.

Opiszę wam teraz o dwóch spacerach z moim pieskiem Tao.
Pokonuję codziennie trasę, która prowadzi przez łąki, zarośla, lasy i  zagajniki.
Zawsze  mam na sobie długie spodnie i buty górskie, niezależnie od pogody.
Stąpam pewnie po podłożu, napawam się pięknem otaczającego krajobrazu.
Podczas spaceru na łonie natury, żyję chwilą.
Jest to wspaniałe czucie, często nie dla każdego osiągalne.
Ten codzienny spacer jest odtrutką na negatywne myśli, tutaj buduję wiarę we własne siły.
Pewnego razu, wybrałam się jak zwykle w trasę.
Koło bramy swojego dom natknęłam się na znajomą, która niosła  gałązki brzozy.
Przerażona, zaczęła mi opowiadać o żmijach, które napotkała na łąkach.
Gdy z udeptanej polnej ścieżki, weszłam na łąkę, zaczęłam skupiać wzrok na trawie, po której stąpałam.
Czułam się tak, jakbym szła po zaminowanym polu.
Widziałam eskulapę, padalca, mysz, jaszczurkę, zdechłego kreta, szkło, żelastwo i papiery.
Najbardziej się bałam, że mogę nadepnąć na żmiję.
Ten codzienny wspaniały spacer, zamienił się w piekło na ziemi.
Zaczęło mi się kręcić w głowie, niepokój i obawy obezwładniały mnie.
Co najgorsze, włączył się lęk przed tym, że mogę na coś nadepnąć.
Uzmysłowiłam sobie, że podczas tych wieloletnich wędrówek, nie zwracałam uwagi co czai się w roślinności, pewnie dlatego bezwiednie omijałam wszelkie zagrożenia.

Pewnego popełnia, zabrałam się za sprzątanie kuchennych półek.
Ten nielubiany obowiązek należy  niestety do mnie.
Zajęcie tak mnie pochłonęło,  że nie spoglądałam na zegar.
Skupiłam się całą sobą na pracy, byłam tu i teraz.
Myłam i ozdabiałam pojemniki na żywność, segregowałam przyprawy, zioła poumieszczałam w uszytych przez siebie lnianych woreczkach.
Wspaniale spędziłam popołudnie.
Po pewnym okresie czasu,  wykonywałam identyczne zajęcie.
Nie skupiałam się na pracy, często patrzyłam na zegar, który nieubłaganie pędził do przodu.
Cały czas myślałam o tym, że czeka mnie jeszcze dużo innych zajęć.
Zaczęła boleć mnie głowa, trzęsły mi się ręce ze zdenerwowania, przewodnia myśl krzyczała,, Nie zdążysz”.
Czas poświęcony na sprzątanie półek, zajął mi prawie tyle samo czasu co poprzednio.
Różnica polegała na tym, że pierwszym razem wykonałam efektywną pracę, byłam z siebie zadowolona, że spędziłam wspaniale czas odpoczywając.
Drugim razem zmarnowałam dzień, który już nigdy się nie powtórzy.
Podobnie rzecz ma się z zaburzeniami lękowymi..
Sam lęk trwa krótko, lecz negatywne myśli, przedłużają spektrum działania lęku i dają mu moc.
Marnujemy dni, bojąc się lęku przed lękiem, bo wybiegamy w przyszłość.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz