wtorek, 26 lipca 2016

,,Kocham ciebie", a nie,, Kocham siebie".









 Nie jestem w stanie każdemu odpisać na zadane pytania, jest ich tak dużo---przepraszam.
Postanowiłam udzielić odpowiedzi na najczęściej zadawane pytania.
Nie  prowadzę warsztatów i indywidualnych spotkań.
Piszę do ludzi, który potrzebują pomocy, którzy są zagubieni i cierpią z powodu nerwicy lękowej.
Pomagam bezinteresownie.
Sama cierpiałam z powodu lęków, więc was doskonale rozumie, wiem co czujecie i przeżywacie.
Pytacie dlaczego należy mówić,, Kocham ciebie", a nie ,,Kocham siebie".
Odpowiem  poniższym postem, może to pozwoli wam uświadomić sobie, dlaczego.

Gdy po raz pierwszy się dowiesz o tym, że powinnaś pokochać swoje wewnętrzne dziecko, zapewne wystąpi u ciebie bunt. Skwitujesz to słowami ,,Tyle pracowałam ze sobą i nic pozytywnego mi to nie dało. Praca z dzieckiem to kolejny  kit”.
Przejdziesz koło tej wiedzy bez entuzjazmu.
Utwierdzisz się w  przekonaniu ,, Jestem dorosła i praca z dzieckiem, jest mi niepotrzebna. Ja mam pokonać lęk, a nie znowu powracać do dzieciństwa. ‘’.
Teraz podpowiem ci co naprowadziło mnie na pracę z wewnętrznym dzieckiem.
Pracowałam ze sobą przez kilkanaście lat, były okresy dobre i złe.
Zaczęłam od mówienia do siebie po kilkadziesiąt razy dziennie,, Kocham siebie, taką jaką jesteś”
Dla potwierdzenia owej afirmacji, patrzyłam w lustro.
Wiecie co czułam?
Nienawiść do siebie, złość o to, że tak ufałam rodzicom.
Obarczałam się winą za to, że byłam i jestem, taka a nie inna.
Coraz bardziej zaczęłam porównywać się do innych.
Nie muszę, chyba pisać, że moja ocena siebie zawsze spadała poniżej zera.
Miałam do siebie złość, że nie radzę sobie w życiu.
Patrzyłam w to przeklęte lustro, które odbijało moją smutną minę i zagubienie, z uporem powtarzałam ,, Kocham siebie, taką jaką jesteś”.
Wszystko we mnie krzyczało. Wszystko we mnie się buntowało.
Ja nie mogłam zaakceptować tych słów, a co dopiero podświadomość.
Jak miałam ją przekonać, skoro sama w to nie wierzyłam.
Zaczęłam kupować książki psychologiczne, które pisały o tym, aby siebie pokochać.
Tak bardzo chciałam pozbyć się lęków i stać się normalna, że nie zwracałam uwagi na to, co podpowiadała mi wewnętrzna mądrość.
 Myślałam, że ktoś jest mądrzejszy ode mnie, że  lepiej zna dane zagadnienie.
W owym czasie trudno mi było uwierzyć we własne siły.
Swój los nieświadomie powierzałam innym.
Dopiero po kilku latach uświadomiłam sobie, że jestem niekompletnym dzieckiem, któremu odebrano w brutalny sposób, fazę rozwoju emocjonalnego.
Zrozumiałam, że powinnam pracować z wewnętrznym dzieckiem, aby stało się kompletne.
Zaczęłam zwracać się do dziecka, które traktowałam w karygodny sposób.
Odnosiłam się do niego tak, jak odnosili się do niego w dalekiej przeszłości bliscy.

Wyobraziłam sobie siebie, jako małe 3 może 4 letnie dziecko.
Zaczęłam instynktownie tulić je  do siebie.
Przez kilka dni łzy zalewały moje policzki.
Ściskałam to bezbronne, pozostawione sobie samemu dziecko i płakałam.
Nic innego mi nie przychodziło do głowy, tylko to, aby uciec jak najdalej z ty dzieckiem z miejsca, w którym zostało okaleczone.
Przyrzekłam sobie, że nigdy nie opuszczę biednej, zastraszonej istoty.
Zaczęłam zwracać się do dziecka czule, mówiłam do niego,, Kocham ciebie”.
Pisałam , mówiłam w ciszy i na głos. Robiłam to z rozwagą i przekonaniem.
Nie miałam złości do bezbronnej istoty, że  zachowuje się tak, a nie inaczej.
Zrozumiałam, że to okaleczone dziecko,  nie miało wyboru, musiało zachowywać się tak jak dyktowało życie.
Nikt tego dziecka nie nauczył jak ma się bronić, nikt nie wspierał słabej, rozwijającej się istotki.
Gdy mówiłam ,, Kocham ciebie”, ciepło rozprzestrzeniało się po moim ciele.
Wtedy zrozumiałam , że nie mam wspierać siebie jako dorosłego człowieka, lecz to dziecko, które jest we mnie.
To ono się boi, nie ja.
Dlatego stwierdzenie ,, Kocham siebie’’ jest zupełnie inaczej odbierane przez podświadomość i świadomość, niż stwierdzenie ,, Kocham ciebie”.
Kocham siebie, to kocham siebie dorosłą, a kocham ciebie, to kocham to wewnętrzne dziecko w tobie,  które jest bezbronne i uzależnione od dorosłych.
Do siebie masz złość i pretensje, bo jesteś dorosłym osobnikiem, a  do dziecka, jesteś wyrozumiała i odnosisz się z czułością i zrozumieniem.
Teraz mi  nic nie zagraża realnego, abym musiała się bać.
Nie muszę przed nikim uciekać, nie muszę oczekiwać najgorszego.
To wewnętrzne dziecko się boi, ponieważ utknęło na pewnym  etapie rozwoju.
To ono odbiera, doświadczenia z dalekiej przeszłości.
Ono się boi prawdziwego lęku, a ja jako dorosła osoba, odbieram  ten strach, jako lęk irracjonalny.
Dlatego powinnam pracować nad sobą, na poziome dziecka, aby uświadomić mu, że teraz jest bezpieczne i nic mu realnego nie zagraża.
Zachęcam cię do pracy nad sobą  i  zaręczam, że pokochanie dziecka,Kocham ciebie" daje niesamowite rezultaty. 
Sprawdziłam to na sobie i działa.

Teraz robię przerwę wakacyjną, jadę nad polskie morze.
Kolejny post napiszę do was we wrześniu.

niedziela, 17 lipca 2016

Dlaczego się boję?









 Spróbuj w ciszy i skupieniu, przeprowadzić ze sobą rozmowę.

Podam ci przykład takiej  rozmowy, która otworzyła mi oczy i wskazała kierunek  pracy nad sobą.





Na spacerach w ciszy,  często zadawałam  sobie pytanie, które wciąż pozostawało bez odpowiedzi.

Dlaczego się boję?

Uświadomiłam sobie, że lęk przed chorobą, czy śmiercią, to nie jest prawdziwy lęk---- to przykrywka.

To coś innego wywołuje ten irracjonalny lęk.

Więc  zaczęłam zadawać sobie pytania.

Czego ja się tak panicznie boję?

Boję się, że nie poradzę sobie w życiu.

W czym sobie nie poradzisz?

Nie dam rady zrobić zakupów w sklepie, nie poradzę sobie wśród tłumu ludzi, nie dam rady pojechać na wczasy nad morze, nie dam rady nauczyć się jeździć samochodem, nie dam rady opanować lęku, nie dam rady………………

Boję się nowych wyzwań, bo nie podołam z ich wykonaniem.

Boję się iść do pracy, bo nie wytrzymam tam tyle godzin.



Nadal drążyłam temat, zadając  pytania.

Kiedy dostałam pierwszy lęk?

W pierwszym dniu po śmierci matki.

Dlaczego akurat po jej  śmierci, zaczęłam się bać?

W uszach dźwięczały słowa, które słyszałam niemal każdego dnia.

,, Nie dasz sobie rady beze mnie. Jesteś do niczego. Niczego nie potrafisz zrobić sama. Wszystko robisz źle. Zginiesz, gdy mnie zabraknie”

Doszłam do sedna mojego problemu.



Uwierzyłam w słowa, które zostały zapisane w mojej podświadomości.

Kierowałam się tymi stwierdzeniami w życiu dorosłym.

Przed śmiercią matki, byłam zaradną osobą, wspaniale radziłam sobie z problemami w życiu codziennym.

Po jej śmierci, zawalił się mój świat.

Spełniły się jej złowieszcze słowa ,, Nie dasz sobie rady w życiu beze mnie”

I nie dałam. Z dnia na dzień, zmieniałam się diametralnie.

Praca, którą bardzo kochałam, stała się moim utrapieniem. Codziennie przeżywałam koszmar.

Bałam się wychodzić z domu. Gdy szłam chodnikiem, obraz na kilka sekund się wyłączał, poruszałam się jak ociemniała.

Oddychanie sprawiało mi trudność,  nękały mnie zawroty głowy, trudności z utrzymaniem ciała w pozycji pionowej  sprawiało , że bałam się chodzić.

Obawiałam się, że zatrzymane, skumulowane emocje w moim ciele, rozerwą go  na pół.

Lęk przed chorobą, lęk przed śmiercią i paniczny lęk przed kolejnym lękiem, sprawiły, że wpadłam w depresję.

Dotknęłam dna psychicznego.

Przestałam pracować, unikałam ludzi,  stałam się samotnicą.

Rozdartą, cierpiącą duszę  zagłuszałam pracą fizyczną.

Potrafiłam w jeden dzień przesunąć  meble, aby na drugi dzień umieścić je w miejscu, w którym stały poprzednio.



Na łonie natury , w ciszy uświadomiłam sobie, że afirmacja ,, Wspaniale daję sobie radę w życiu” jest w moim przypadku trafna.

Automatycznie w głowie narodził się pomysł, aby zapisywać codziennie wieczorem  w zeszycie,  co zrobiłam w danym dniu.

Były to drobne rzeczy, które składają się na codzienne życie.

Rano starałam się przeczytać zapisane dokonania poprzedniego dnia.

Słowo pisane ma większą moc niż mówione.

Po pewnym czasie, uzmysłowiłam sobie, że wykonuję sporo pożytecznych czynności.

Gdybym nie zapisywała swoich dokonań, nie uwierzyłabym, że tyle potrafię zdziałać w danych dniach.

Wiesz dlaczego zapisywanie jest takie istotne?

Ponieważ mamy tendencję do zapamiętywania negatywnych wydarzeń.

Systematycznie z cierpliwością, przekonywałam swoją podświadomość o tym, że dobrze radzę sobie w życiu.



Słowa i czyny utwierdzały mnie w przekonaniu, że cudzy,nieprzyjazny kod w podświadomości, w który uwierzyłam, jest nieprawdziwy.








niedziela, 3 lipca 2016

Wspomnienia.









Mam nadzieję, że mocno trzymasz swoje dziecko za rękę i często tulisz.
Mówisz do niego ,, Kocham ciebie i akceptuje ciebie, taką jaką jesteś”.
Jesteś cierpliwą, konsekwentną i kochającą opiekunką.

Chcę zwrócić ci uwagę, że wspominanie traumatycznych przeżyć z dzieciństwa, rani tylko to biedne dziecko.
Te  wspomnienia wywołują negatywne  emocje -- żal, złość i gniew.

Czy takie postępowanie wobec siebie jest uzdrawiające?
Do czego ono prowadzi?
Podpowiem ci.
Do rozżalania się, obarczania winą innych i do ociągania się w pracy nad sobą.

 Budowałam wokół siebie mur, po jednej stronie stałam ja –skrzywdzona, a po drugiej stronie reszta świata.
Zrozumiałam, że moje zachowanie, pogłębia stan chorobowy.
Trzymając to przestraszone dziecko za rękę utwierdzałam go w przekonaniu, że otaczający  go świat jest pełen zagrożeń i nie można nikomu ufać.

Czy ja byłam odpowiedzialnym rodzicem i kochałam to dziecko?

Spacerując po łąkach i zagajnikach, delektowałam się wonią kwiatów , żywicy i igliwia.
 Zapach kwiatów dzikiej róży, przypominał mi z dzieciństwa zapach ogrodu babci.
Jako nastoletnia dziewczyna jeździłam na wakacje do dziadków.

Tuliłam się do brzozy, zamykałam oczy i z rozrzewnieniem , wspominałam wspaniałe chwile spędzone z babcią.
Uśmiechałam się, wyobrażając sobie siebie.

To wtedy zrodził się pomysł, aby wspominać  daleką przeszłość zupełnie inaczej niż do tej pory.

Swoje dzieciństwo  zaczęłam budować w oparciu o zapachy z przeszłości, które wywoływały w pamięci miłe, radosne i niezapomniane chwile.
Kolorowy, ukwiecony ogród babci, z którego roztaczała się woń róż, floksów, nasturcji i piwonii, to moje dzieciństwo.
Ciepło bijące z pieca, nad którym unosił się zapach pieczonego chleba, to moje dzieciństwo.
Zapach poduszeczek, wypełnionych suszoną koniczyną , lawendą i rozmarynem, to moje dzieciństwo.
Tak stworzyłam obraz swojego dzieciństwa.

Na samo wspomnienie, kąciki ust unosiły się do góry, wytwarzały się endorfiny, hormony szczęścia.
Te hormony to balsam leczniczy dla psychiki i ciała fizycznego