piątek, 6 grudnia 2013

Iza.

Iza była piękną kobietą. Jej wspomnienia z dzieciństwa były tragiczne. Jak zaczęła opowiadać, słuchaczom  płynęły łzy z oczu.  Odkąd sięgam pamięcią, każdy dzień mojego dzieciństwa przebiegał podobnie. Urozmaicenie polegało na różnorodności kar stosowanych przez matkę oraz różnie brzmiących wyzwiskach płynących pod moim adresem. Trwało to, jak dobrze pamiętam, przez dwanaście lat, czyli okres chodzenia do szkoły podstawowej, a  później liceum ogólnokształcącego.  Rano wybiegałam z domu i podążałam do szkoły. Uczyłam się pilnie, nie  sprawiając żadnych problemów wychowawczych. Po zakończonych zajęciach śpieszyłam się do domu, ponieważ matka dobrze znała mój plan lekcji. Rozliczała skrupulatnie czas spędzony poza domem. Bałam się, że moje spóźnienie wywoła jej gniew. Po przyjściu do domu ściągałam mundurek szkolny, myłam ręce i zabierałam się za jedzenie obiadu. Po skończonym posiłku, sprzątałam kuchnie. Matka siedziała na stołku i uważnie mnie obserwowała. Czułam się ograniczona i bardzo skrępowana. Bałam się każdego wykonywanego ruchu. Miałam wrażenie , że wszystko robię nie tak, jakby tego życzyła sobie obserwatorka. Byłam tak spięta i nerwowa, że często  z moich rąk wyślizgiwała się szklanka, rozbijając się o drewnianą podłogę bądź zlewozmywak. Odgłos tłuczonego szkła wzywał matkę do akcji. Jak zwykle zaczynała mnie bić i wyzywać od najgorszych. Najczęściej padały tego typu określenia ,, Ty franco, do niczego się nie nadajesz, ty paskudna, niewydarzona krowo, nie dałabyś sobie rady w życiu beze mnie. Gdybym wiedziała, że będziesz taka nieudana, to bym cię udusiła, Ojciec pije, ty krowo przez ciebie. Ty doprowadziłaś do tego stanu. Moja choroba i same nieszczęścia w życiu, to też twoja wina. Żebyś wreszcie zdechła, to przynajmniej bym sobie odpoczęła, ty   nieudaczniku "  Te słowa i groźby powtarzane niemal codziennie, przez tyle lat, wrosły w moją psychikę. One spowodowały, że uwierzyłam w swoją nieudolność i całkowity brak zaradności. Przyjęłam postawę przepraszająca, że żyję. Byłam bojaźliwa, nieśmiała i skrępowana wśród innych osób. Prześladowało mnie uczucie, że swoją obecnością przeszkadzam innym. Czułam się jakbym była niepotrzebnym balastem. Słuchałam tych obelg i myłam nadal naczynia drżącymi rękami. Modliłam się w duchu, aby żaden przedmiot nie wysunął się z mojej dłoni. Odetchnęłam z ulgą, gdy zakończyłam zmywanie. Spoglądałam niespokojnie na zegarek i wzywałam w myślach ojca, żeby przyszedł trzeźwy po pracy do domu. Czas nieubłaganie mijał. Matka powoli wpadała w furię. Już wiedziałam z doświadczenia, że nic nie potrafię zrobić, aby zapobiec agresji matki zwróconej przeciw mnie. Kazała mi myć drewnianą , kuchenną podłogę. Okładała mnie brudną, mokrą  ścierką po plecach. Po upokarzającej i tragicznej ceremonii mycia podłogi, siadałam skulona przy stole i odrabiałam lekcje. Nie mogłam wydawać żadnych dźwięków, ponieważ to zakłócało ciszę i przeszkadzało matce, wsłuchiwać się w odgłos otwieranych i zamykanych drzwi na klatce schodowej. Starała się uchwycić moment, wchodzenia ojca do bloku. Najbardziej cierpiałam, gdy chciałam skorzystać z toalety. Przejście po drewnianej podłodze powodowało skrzypienie desek. Nie wspomnę już o tym, ze zabroniony był kaszel czy kichanie. Zdarzało się, ze zakłóciłam ciszę, wtedy za karę byłam wyzywana i okładana pięściami. Włączenie radia i telewizora w ogóle nie wchodziło w grę. Dramat rozgrywał się w totalnej ciszy. Takie wyczekiwania na ojca trwały najczęściej do północy, a zdarzało się, że dłużej. Gdy zmogło mnie zmęczenie kładłam się do łóżka, ale nie było mowy o spaniu. Czuwałam,  bo musiałam przeprowadzić ojca przez klatkę schodową do domu. Znudzona matka kładła się koło mnie.  Każde kręcenie się w łóżku czy przewracanie się na bok było zakazane.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz