niedziela, 29 grudnia 2013

Nie mów o chorobie część II.

Łatwo mi było powiedzieć lecz trudniej wykonać.
Zaparłam się w sobie.
Pierwszy dzień był okropny, drugi gorszy od poprzedniego. W trzecim dniu zaczęłam się wycofywać z podjętej decyzji. Gdy usłyszałam słowa męża, adresowane do mnie ''; Widzę, że już lepiej się czujesz, bo drugi dzień nie narzekasz. Cieszę się, ze wzięłaś się w garść."
Nagle żal ścisnął moje serce. Nie wytrzymałam .  Dałam upust narzekaniu i użalaniu się nad sobą.
Opowiedziałam z dokładnością o swoich objawach, jakie nawiedziły mnie tego dnia. Na końcu rozmowy, dobitnie podkreśliłam,, Myślałam, że dzisiaj będę wzywała pogotowie, bo byłam pewna , że umieram.''
Rozmowa o chorobie i jej  dolegliwościach, stanowiło dla mnie w owym czasie sens życia.
Więc nic dziwnego, że zajmowało mi to większą część dnia.
Użalanie się nad sobą stanowiło żelazny argument na usprawiedliwianie i wycofywanie się z różnych sytuacji, które przynosiło życie.
Gdy kładłam się wieczorem spać, byłam na siebie zła, że nie wytrzymałam w postanowieniu.
Tak bardzo chciałam wyjść z nerwicy, chciałam być normalnie funkcjonującym człowiekiem.
Wycofanie się z powziętego celu ,, dołowało mnie".
Po każdej porażce, mobilizowałam się do bardziej wytężonej pracy nad sobą.
Przyrzekłam, że już nie będę opowiadać o swoich objawach.
Dzielnie pokonywałam kolejne dni.
Powtarzałam w myślach;
--- Dzisiaj nie będę narzekała
--- Co mi to da, że będę opowiadała o swoim cierpieniu.
---Nikt nie odbierze mi bólu głowy, słabości czy duszności.
--- Już nie będę się ośmieszała, w kółko powtarzając jedno i to samo.
Siedziałam przy kolacji z mężem i córkami. Opowiadali o tym jak minął im dzień. Udawałam, ze słucham z zainteresowaniem. Moją głowę zaprzątało skupianie się na swoich objawach. Czułam jak przepływa krew w moich żyłach, jak kumuluje się napięcie w głowie, jak zaciska się gardło, blokując przepływ powietrza. Byłam niecierpliwa i trzęsło mnie. O czasu do czasu wstawałam od stołu, aby odnieść daną rzecz, czy podnieść okruchy z dywanu.
Nie powiedziałam ani jednego słowa na temat dramatu, który rozgrywał się w moim organizmie.
Nareszcie nastała pora odpoczynku. Weszłam do łóżka i pierwszy raz od dłuższego czasu , UŚMIECHNĘŁAM się do siebie. Byłam z siebie dumna, ponieważ dzisiaj upłynął dziesiąty dzień bez narzekania. Po trzech tygodniach, temat nerwicy lekko opadł z piedestału.Owszem, chodziłam jak zdjęta  ,, z krzyża'' bo też tak się czułam. W głowie oprócz czerni, zaczęła przeplatać się nuta szarości. Zrobiłam malutki kroczek w pokonaniu nerwicy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz