czwartek, 3 kwietnia 2014

Swoje wewnętrzne dziecko część II.








U fryzjera, panicznie bałam się przechylić do tyłu głowę podczas  mycia włosów.
Miałam wrażenie, że wpadam w otchłań.  Tak się tego bałam, że za każdym razem wpadałam w panikę, dlatego chodziłam do fryzjera z umytymi włosami. Takie zachowanie było ucieczką.
Aby przełamać ten urojony lęk,  na leśnej  polanie, trzymałam się oburącz drzewa i przechylałam głowę do tyłu. Oczywiście, że nie od razu przełamałam lęk. Po kilkunastu  podejściach  mogłam swobodnie odchylać głowę, bez trzymania się o drzewo. Tu uczyłam wewnętrzne,  przestraszone i uparte dziecko, poczucia bezpieczeństwa.
 Aby pokonać lęk ,  w placówkach handlowych przy skupiskach ludzi, starałam się tłumaczyć wewnętrznemu dziecku , że nic mu nie grozi.
Na początku wchodząc do centrów handlowych, robiłam krok do przodu i dwa do tyłu.
Najczęściej rezygnowałam z wejścia, a jak już się zdecydowałam przekroczyć próg sklepu, to tak fatalnie się czułam, że po zrobieniu zakupów byłam zmęczona, spocona i wściekła na siebie,  że zachowuję się tak a nie inaczej.  W głowie dominowała przewodnia myśl,, Czy warto  skupiać się na swoich objawach i przewidywać co będzie”
Po dłuższej pracy nad sobą,  wchodząc do sklepu mówiłam do siebie,, Nic ci się nie stanie. Jesteś zdrowa, na polanie nic ci się nie działo, więc tutaj jesteś bezpieczna. Zobacz, tam są drzwi w każdej chwili możesz wyjść.  Jesteś kochana, jesteś chroniona. Trzymaj się wózka, zrobisz zakupy, przyjdziesz do domu, pójdziesz z pieskiem na spacer. Prawdziwie chory człowiek nie mówi o chorobie, a ty projektujesz swoje domniemane objawy. Nawet jakbyś upadła, to się podniesiesz. Co ci się może stać, akurat tutaj. Jestem kochana , jestem chroniona. To są nierealne lęki”. 
 Byłam zajęta dodawaniem sobie otuchy i tłumaczeniem wewnętrznemu dziecku, że jest bezpieczne.
 Po  kilkunastu takich podejściach już nie dopadały mnie lęki,  nie uciekałam w panice i nie rezygnowałam z wychodzenia z domu.
Owszem, czułam się raz lepiej , raz gorzej. Trzeba wykazać dużo cierpliwości, aby przekonać siebie i podświadomość, że niemiłe emocje, niechciane reakcje ciała i lęki to nerwica, która nie zagraża naszemu życiu, bo nie jest chorobą fizyczną.
Gdzieś tam we wnętrzu zakorzeniła się nadzieja i wiara, że pokonam lęki.  Stałam się silniejsza i bardziej odporna na niemiłe objawy. Częściej je ignorowałam i nie odbierałam ich tak dosłownie jak poprzednio. Gdy  czułam napięcie czy niepokój, żartobliwie mówiłam do siebie,, Znowu zaczyna mnie brać’
Przy takim stwierdzeniu, zawsze miałam kąciki ust podniesione do góry.
Z początku nie powiem , że było super, ale moje podejście diametralnie się zmieniło. Już nie przyjmowałam pozy przestraszonej myszy,  coraz lepiej umiałam sobie z tym radzić.
Praca nad sobą powinna być systematyczna. Trzeba dużo cierpliwości, aby nauczyć się reagować jak dorosły człowiek, a nie jak przestraszone dziecko.
Nie posługuję się pojęciami naukowymi, nie przepisuje stwierdzeń  z książek psychologicznych. Opisuje w prosty sposób pracę nad sobą opartą na własnych doświadczeniach i wiedzy zaczerpniętej  z konwencjonalnych i niekonwencjonalnych metod leczenia nerwic.
Gdy uciekałam przed irracjonalnym lękiem i nie potrafiłam stanąć oko w oko z nim, dlatego prześladował mnie lęk przed lękiem.
Gdy zmierzyłam się z lękiem, przekonałam się  z czym mam do czynienia, Poznałam działanie wroga. Gdy uciekasz on cię goni, gdy poddasz się, mówiąc do siebie z wewnętrznym przekonaniem, niech dzieje się co chce, on się wycofuje.  Gdy uspakajasz siebie, oddając  otuchy, on również się wycofuje.
Wiara dodaje otuchy, gdy jest potwierdzona własnymi doświadczeniami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz